Opracowujemy wszelkie zarejestrowane utwory audiowizualne, w tym: filmy, programy telewizyjne, spektakle teatralne i nagrania zamieszczane na stronach internetowych.
W przygotowanej przez PISF tabelce dofinansowania do produkcji filmowych są rubryki: napisy i audiodeskrypcja! Jesteśmy w zakładce „III post” jako „Wersje językowe i opracowania”.
Ale, ale.. Czy przypadkiem nie moglibyśmy uznać tego za usankcjonowanie naszego wkładu do utworu audiowizualnego i wystąpić o dopisanie nas do pakietu? Albo przynajmniej – czy moglibyśmy nieustępliwie domagać się umów na nasze prace związane z produkcjami, które uzyskały dofinansowanie? Koleżanki i Koledzy Prawnicy, co Wy na to?
Czy możemy założyć, że osoba niewidząca od urodzenia (albo od bardzo dawna) potrafi odczytać i właściwie zinterpretować język kina, jeśli sama czynność patrzenia wymaga zdobycia doświadczeń i utworzenia właściwych połączeń nerwowych?
Czy możemy założyć, że poinformowanie w tekście audiodeskrypcji o ruchu kamery, montażu lub rodzaju planu po pierwsze – umożliwi „wyświetlenie” filmu w wyobraźni, a po drugie – w konsekwencji jego zrozumienie i przeżycie?
Moja odpowiedź: Nie.
Czy osoba niewidoma, słuchająca audiodeskrypcji, oczekuje tych samych informacji, co osoba widząca, która patrzy na film?
Moja odpowiedź: Nie.
Nie każde spojrzenie na film służy śledzeniu fabuły. Widz może być świadomie lub nieświadomie zainteresowany różnymi elementami obrazu, których obecność na ekranie nie musi łączyć się z przebiegiem fabuły. Nie każdy rzut oka jest równie ważny i przemyślany, czasem może być pewnego rodzaju pomyłką, fałszywym tropem, ale – w przypadku osoby widzącej – takie rozproszenie uwagi nie skutkuje zgubieniem wątku.
„Audiodeskrypcja podejmuje próby zaznaczania montażowych tricków. Słuchając opisów typu: ekran zaciemnia się, ujecie z perspektywy żaby – mam dobre pole dla własnej wyobraźni. Niestety ten nerw wzrokowy chyba najgrubszy jest, przez co luki mam…”
To fragment dyskusji o jednym z filmów, ze strony Internetowego Klubu Filmowego Osób Niewidomych (ikfon.defacto.org.pl).
Jeśli, Drogi Czytelniku, jesteś operatorem filmowym, reżyserem, montażystą lub filmoznawcą – cieszę się, że to czytasz i zapraszam do dyskusji. Wszystkich pozostałych – namawiam do refleksji. Powiem więcej – do autorefleksji.
Po pierwsze – czy wszyscy znają pojęcie „perspektywa żaby”? Jeśli nie, można refleksje zakończyć w tym momencie.
Jeśli tak – zapraszam dalej…
Czy idziemy do kina po to, by analizować język filmu, czy może chcemy poznać historię, którą twórcy filmu opowiadają i przeżyć związane z nią emocje?
Zakładając, że jednak to drugie (przypominam, że nie jesteśmy teoretykami) – czy mechanizm przeżywania odbywa się w następujący sposób?
Patrzę. Widzę perspektywę żaby. Myślę: „Aha, to znaczy, że w tym momencie powinnam/powinienem mieć wrażenie, że… (tu każdy wstawi to, co uzna za stosowne)”. Wywołuję w sobie właściwą emocję. I jedziemy dalej! Tylko szybko, bo właśnie mamy plan amerykański.
???
Drodzy Teoretycy, miłego analizowanie kadrów!
Drodzy Słuchacze Audiodeskrypcji, miłego słuchania bez zagadek i rebusów 🙂
…i autora obecnego na nagraniu – wielka jest. Co muszę stwierdzić jako autorka, żałując, że nie mam odpowiednich warunków głosowych i/lub pewności siebie, która pozwala nie przejmować się warunkami. A było tak…
W celach naukowych i publicystycznych postanowiłam przypomnieć sobie dawne, dawne dzieje i teksty, żeby się zainspirować, być może napisać coś o audiodeskrypcji dla dzieci. I cóż? Zdumienie! Pewna firma postanowiła powtórnie nagrać coś, co było – jak mi się wydawało – nieźle nagrane.
Bez nazwisk i bez tytułów. Kto wie, ten się domyśli. 🙂 Wyjęłam tekst, porównuję… Miejscami lepiej, dokładniej, przyznaję… Po tylu latach też bym poprawiła. I to o wiele gruntowniej! Ale i tak uważam, że poprzednia wersja była lepsza. W tej nowej:
– Częste zjawisko „podajeodbiera” (odsyłam do tekstu „Portki Chopina”, poniżej) – jeśli chcemy słuchacza zainteresować, to grzech wielki;
– Zamiast lektora z uśmiechem w głosie – głos z horroru;
– Zamiast budowania napięcia – obojętność.
Wnioski:
Koniec wieńczy dzieło, najlepszy tekst można zepsuć nagraniem, słabszy tekst można nagraniem ubarwić;
Zainteresowanie słuchacza – to podstawowe zadanie audiodeskrypcji dla dzieci;
Wzbudzenie sympatii słuchacza – jak wyżej!
Ułatwienie zrozumienia fabuły – jak wyżej!
A jak to zrobić – mając do dyspozycji środki literackie i dobrego lektora – o tym stopniowo, Drogie Dzieci. Ciąg dalszy nastąpi 🙂
A teraz powtórzmy tytułowe pytanie: Dlaczego teledysk z audiodeskrypcją zachwyca (nie wierzę, że kogoś nie zachwycił), choć nie powinien (bo audiodeskrypcja jest w sposób oczywisty subiektywna i bardzo dobrze!!!) – tutaj gramatycznie niezbędny znak zapytania – ? Ale pytanie czysto retoryczne. Oczywiście zdaniem autorki. A oto odpowiedź:
Bo ta audiodeskrypcja jest znakomitym, przemyślanym utworem. W świetle prawa autorskiego – dziełem zależnym (o tym kiedyś, osobno), ale niezależnie od tego jest utworem, którego treść i forma łączą się nierozerwalnie i naturalnie. Treść to intencja autora, forma – to realizacja. Zauważmy, że – aby powstał utwór – autor musi mieć coś do powiedzenia, a potem skutecznie i konsekwentnie zrealizować swoją koncepcję.
Autor chce przekazać, że wyczyny sportowców budzą zachwyt, podziw, szacunek, chwilami niedowierzanie. Czy można, oglądając ten teledysk, ani przez moment nie odczuwać jednego z powyższych? Czy można opisać i opowiedzieć treść teledysku, nie przekazując, że to, co oglądamy, zadziwia, zachwyca, budzi podziw i radość?
Żeby sobie uzmysłowić, jak bardzo nie można, wyobraźmy sobie przeciwieństwo tej audiodeskrypcji:
– Zamiast śmiechu, radości i podziwu w głosie – beznamiętność, głos wyprany z emocji;
– Zamiast informacji „imponujący skok” – obiektywny komunikat: „przeskakuje poprzeczkę” albo „pokonuje wysokość” (nie wiem) być może 180 cm;
– Zamiast żartobliwego okrzyku „auć” – nic.
Nuuuda…
Na szczęście mamy:
tekst spontanicznie subiektywny,
nieprzeładowany, dla uzyskania płynności i optymalnego tempa, pomijający niektóre kadry,
zgrabnie wykorzystujący dźwięki teledysku…
komentujący je i wplatający się ze swoim osobistym okrzykiem,
reportersko podający dodatkowe informacje, czyli nazwiska niektórych sportowców.
Ten tekst lektor odczytał ze zrozumieniem, co oznacza właściwy dobór środków lektorskich, a nawet – nie bójmy się tego słowa – aktorskich. Oczywiście lektor powinien nimi dysponować, a co to znaczy – to też osobny temat.
To samo można powiedzieć o kongenialnej wersji w języku migowym!
Najzwięźlejsza definicja audiodeskrypcji to: przekład obrazu na słowo. Jednak w przypadku utworów audiowizualnych to nie zawsze przekład dosłowny (przy założeniu, że celem nadrzędnym jest oddanie SENSU), a już w przypadku kreskówek o szybkiej akcji, z lawiną surrealistycznych zdarzeń i zjawisk – wręcz nieczęsty. Tym bardziej cieszy, gdy się uda 🙂
A udało się na przykład w scenie kąpieli nieszczęsnego lisa w myjni samochodowej. Po torturach zadanych bohaterowi przez szczotkę gigant, suszy go ogromna suszarka, która „dmucha powietrzem gorącym jak ogień”, co ilustrują buchające płomienie.
Odkrycie po wysłuchaniu „A teraz na poważnie” – rozmowy Mariusza Szczygła z Mikołajem Lizutem w TOK FM. Refleksje na motywach cytatów.
– „Reportaż jest sztuką szczegółu” – tu panowie cytowali Małgorzatę Szejnert. I dalej: „Nie pisz >>pojazd uderzył w drzewo<<, tylko >>toyota roztrzaskała się na stuletnim dębie<<.
– Rada Mariusza Szczygła: „Pisanie musi być obrazowe. Czytelnik musi sobie wyobrazić daną sytuację. Ogólnik jest wrogiem reportażu”. I definicja: „Publicyści nazywają, reporterzy pokazują”.
Moja refleksja – audiodeskryptor nie zawsze ma na to czas, choć bardzo by chciał. Najczęściej nie ma, ale powinien się starać. Słucham dalej. Co reporterzy pokazują? Szczygieł definiuje:
– „Głównym kryterium jest prawda. Piszemy to, co zobaczyliśmy. Reporter może wykorzystać każdy zabieg literacki, zrobić wszystko, poza jednym: nie wolno mu nic zmyślać”.
– Lizut stwierdza: „Prawdy obiektywnej nie ma, wszyscy samplujemy przez własną wyobraźnię”.
Nie tylko wyobraźnię! Także zmysły, doświadczenie, wrażliwość – włączam się w dyskusję, siedząc przy radiu. Kontynuuje Szczygieł:
– „W jakim kolorze masz T-shirt?” – pyta. – „Jestem daltonistą – żartuje Lizut – Powiedzmy… szaroczarny”. – „A ja uważam, że masz czekoladowy. Ktoś inny, że brązowy. Wszyscy mówimy prawdę. Ponieważ prawdą jest to, co zobaczą nasze oczy i usłyszą nasze uszy. Reporter musi zawierzyć swoim zmysłom. Nie ma innej prawdy. (…) Każdy czytelnik powinien znaleźć swojego ulubionego reportera, zawierzyć jego prawdzie”.
W tym momencie Lizut odkrywa paradoksalną prawdę: „Prawdą jest, że nie ma prawdy”.
Moje odkrycie: Jestem reporterką opisującą filmy! Do niedawna myślałam, że scenarzystką dopisującą didaskalia do już istniejącego filmu. A może nie ma w tym sprzeczności?
Chciałabym usłyszeć kiedyś audiodeskrypcję napisaną przez reportażystę. Może ktoś podpowie Panu Mariuszowi?
Polski Instytut Sztuki Filmowej zaktualizował regulamin dotacyjny na 2016 rok. Zapis w regulaminie Programów Operacyjnych PISF nie pozostawia żadnych wątpliwości: filmu z dofinansowaniem PISF nie można wyprodukować bez napisów i AD.